wtorek, 1 kwietnia 2014

Dwa

I to uczucie, gdy myślisz, że wszystko już w porządku i nagle jest gorzej niż było.

   Na swojej twarzy poczułam ciepłe promyki słońca. Leniwie otworzyłam oczy i zlustrowałam wzrokiem cały pokój. W drzwiach stała wysoka kobieta o kruczoczarnych włosach i zielonych oczach.
 - Ubierz się i zejdź na dół. Uszykowałam ci tam śniadanie. Ja muszę wyjść wcześniej do pracy. - posłała mi promienny uśmiech - Nie spóźnij się. Cześć.
Po wyjściu mamy z pokoju przeciągnęłam się i ziewnęłam. Zsunęłam czarną, atłasową pościel z mojego chudego ciała, postawiłam nogi na zimnej podłodze i gdy wstałam, podeszłam do krzesła. Odgrywało ono rolę "drugiej szafy". Zdjęłam wczorajsze ciuchy i wyszłam na korytarz, kierując się do łazienki. Wparowałam w pośpiechu do pomieszczenia, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i uporządkowałam. Kiedy byłam już gotowa, zgarnęłam z kąta mojej sypialni powycieraną torbę szkolną i, jak zwykle, bez śniadania ruszyłam do szkoły uprzednio zamykając mieszkanie. Na moje nieszczęście na dworze rozpętała się ulewa. Westchnęłam i zarzuciwszy kaptur na głowę skierowałam się w stronę budynku, do którego miałam zaledwie kilka kroków, gdyż znajdował się on obok mojego bloku. Musiałam jedynie minąć skrzyżowanie. Wchodząc do środka  szkoły usłyszałam dzwonek na lekcje, więc szybko popędziłam do odpowiedniej klasy. Usiadłam w ostatniej ławce i zdjęłam przemoczoną bluzę wsadzając ją do torby. Po wejściu nauczyciela, uczniowie zasiedli na swoich miejscach. Staruszek spojrzał na nas spod krzaczastych brwi i zapisując coś na tablicy, oznajmił, iż od dziś do naszej klasy będzie uczęszczała nowa uczennica. Nie było mi to na rękę, ponieważ znając życie będzie to kolejna pusta blondyna, których mamy w szkole pod dostatkiem. Dziewczyna przejmująca się jedynie swoim wyglądem, posiadająca bogatych rodziców, nie śniąca nawet o problemach takiej "innej" jak ja. Jednym słowem - rozpuszczona małolata.
   Lekcja minęła w dość spokojnej atmosferze. Po usłyszeniu dzwonka, spakowałam się i z zamiarem wyjścia z klasy, otworzyłam drzwi.
 - Panno Lorens, proszę wrócić. - usłyszałam za sobą donośny, męski głos.
Po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Wiedziałam czego będzie dotyczyła rozmowa. Odwróciłam się na pięcie i uniosłam głowę na wysokość jego oczu. Nie chciałam wyglądać na słabą. Po wyjściu wszystkich z klasy zdjął okulary i składając ręce przed twarzą zapytał:
 - Pamiętasz, że dziś twoja ostatnia wizyta u psychologa?
Zmarszczyłam brwi i niepewnie kiwnęłam głową. Minął już rok od mojej nieudanej próby samobójczej. Na kilka dni trafiłam do zakładu psychiatrycznego, lecz po interwencji mojej mamy w tej sprawie, wypuścili mnie. Musiałam tylko raz w tygodniu chodzić do psychologa. Cóż, lepsze to, niż psychiatryk.
Wywróciłam oczami i wyszłam z pomieszczenia ignorując wołanie staruszka. Wędrując korytarzem, obserwowałam wszystkich spod przydługiej grzywki i żałowałam, że należę to tego, jakże żałosnego gatunku. Nagle moją uwagę przykuła dziewczyna o bardzo jasnych włosach. Ubrana była w całości na czarno. W ręce trzymała mały świstek papieru i rozglądała się w, zapewne, poszukiwaniu czegoś. Coś we mnie drgnęło. Poczułam się dziwnie widząc kogoś takiego takiego jak ja, kogoś innego, zagubionego, różniącego się od pozostałych. Podeszłam bliżej niej i cicho zapytałam:
 - Szukasz czegoś?
Dziewczyna odwróciła się to mnie i lekko uśmiechnęła.
 - Tak - mruknęła prawie niedosłyszalnie zachrypniętym głosem - Właściwie szukam sali od fizyki.
 - Wygląda na to, że będziesz chodzić do mojej klasy - wysiliłam się na mały uśmiech.
Zaoferowałam, że zaprowadzę ją, do owej sali, gdzie obie mamy właśnie lekcje.
 - Tak w ogóle, jestem Jessica - szepnęłam, gdy obie siedziałyśmy już w ławce, na znienawidzonej przez społeczeństwo lekcji noszącej nazwę "fizyka".
 - Amber - odpowiedziała.
***
Po skończonych zajęciach Amber zaproponowała, abyśmy wyszły dziś wieczorem do klubu (a zaznaczyć trzeba, iż był dziś piątek). Zgodziłam się, bo nie wychodziłam nigdzie od bardzo dawna. Wparowałam do swojego mieszkania, a następnie pokoju w wyśmienitym humorze. Zamierzałam już teraz zacząć szykować się do wyjścia, gdyż wróciłam później niż zamierzałam od psychologa.
Wzięłam prysznic a następnie założyłam czarny T-shirt z odwróconym, białym krzyżem oraz tego samego koloru rurki i creepersy z ćwiekami. Do tego biżuteria i mocny makijaż. Tak gotowa wyszłam z pokoju i zajrzałam do lodówki, znajdującej się w kuchni. Mimo że byłam szczupła, lubiłam czasem pojeść. Szczególnie, kiedy jestem zdenerwowana. Wyciągnęłam kawałek wczorajszego kurczaka i włożyłam go do mikrofali na trzy minuty.
 - A gdzie to się wybierasz, moja droga? - usłyszałam za sobą znienawidzony głos i wzdrygnęłam się na samą myśl o jego właścicielu.
 - Niech Cię o to głowa nie boli - odmruknęłam wyjmując parujące już jedzenie.
 - Jestem twoim ojcem..
 - Nie jesteś moim ojcem! - wrzasnęłam na całe gardło - Nigdy nim nie byłeś i nie będziesz!
Widocznie go zatkało, bo nie odezwał się do mojego wyjścia.
              ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam wspaniałą wiadomość! <3
Zwichnęłam kostkę i przez tydzień siedzę w domu, co oznacza, że w tym tygodniu pojawią się jeszcze 2 rozdziały :D W tym jeden na drugim blogu.
I pamiętajcie o komentowaniu ;*
Do napisania,
Abbey ;3

2 komentarze:

  1. Wow piszesz świetnie. Współczuję z powodu kostki. Niemam weny na komentarz więc powiem tylko, że czekam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny zapraszam na mojego bloga 😏
    http://legionoftheblackintheend.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń